31 gru 2015

Od Lisy CD Jack

Widziałam jak Jack skacze na parapet.
- Mogłabyś, proszę, nie zamykać okna na noc? Zostaw chociaż uchylone - powiedział z powagą, po czym zniknął.
Zainteresowało mnie gdzie olbrzym zniknął. Weszłam na parapet i skoczyłam w dół.
Wylądowałam miękko jak za każdym razem. Obejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w ogrodzie, a obok mnie była sadzawka. Było cicho i spokojnie, wiatr nie wiał, więc gdy zobaczyłam poruszające się lekko liście na jednej z gałęzi drzewa, od razu tam pobiegłam.
Wtem niedaleko zauważyłam go.
Szedł powoli ale ostrożnie, jakby każdy krok miał go zdemaskować. Ruszyłam powoli za nim. Olbrzyma było łatwo dostrzec po jego wzroście. Po chwili doszedł do muru oddzielającego Akademię od Mrocznego Lasu.
Był wysoki na 2,5 metra i zbudowany z czerwonych cegieł.Patrzyłam jak wspina się i przerzuca coś na drugą stronę. Następnie on wspiął się na murek i przeskoczył. Przeszłam wtedy ostatnie dzielące mnie metry i przeskoczyłam mur.
Za nim rozlegał się las. Już patrząc na las przeszedł mnie dreszcz. Był spowity mrokiem,a drzewa była powyginane pod dziwnym kątem.
Ruszyłam za śladami mego współlokatora, jako, że olbrzym był cięższy ode mnie, jego kroki było widać doskonale. Miał dziwnego kota, który zapewne ledwo z nich wytrzymywał psychicznie. No cóż trudno się mówi.
Po chwili natknęłam się na olbrzyma. Stał na małej (ale nadal mrocznej) polance i ćwiczył. Miał przy sobie ten piękny męski różowy miecz. Przyznałam, że całkiem całkiem dobrze mu ten trening wychodził, jednak ze mną nie miałby szans w starciu.
Przechodząc do innej pozycji, stał do mnie plecami. Postanowiłam go wystraszyć i wyskoczyłam wprost na jego plecy zza krzaków. W locie jednak coś mnie przewróciło.
Przekoziołkowałam i wkurzona wstałam. Olbrzym stał zdezorientowany, nie wiedząc o co chodzi, a ja dobyłam swój sztylet i ruszyłam na dzikie zwierzę, a raczej dzikie zmutowane zwierzę. Było to coś w rodzaju niedźwiedzia z wielkimi pazurami, oczy miał rządne krwi.
Dźgnęłam zwierzę w jedną nogę, a ono zawyło z bólu. Przeskoczyłam je i uderzyłam prawą nogą z całych sił uderzyłam w brzuch. Zwierzę po raz kolejny zawyło i rozwścieczone rzuciło się na mnie. Prawą ręką przytrzymałam go, a lewą zadałam cios w klatkę piersiową.
Zwierzę upadło bez życia, a jego krew rozlała się po trawie.
Przez całe to zdarzenie olbrzym stał jak słup soli i nic nie robił.
Westchnęłam.
- Przynieś mi wodę - oznajmiłam władczo z uśmiechem - chce mi się pić.

<Jack?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz